Jednodniową wycieczkę po Lubelszczyźnie rozpoczęliśmy od zwiedzania siedziby rodu Zamoyskich w Kozłówce. Pałac otoczony ze wszystkich stron wielobarwnymi ogrodami, dostarcza o tej porze roku, niezwykłych doznań estetycznych, a spacerujące swobodnie, po całym terenie pawie, sprawiają wrażenie, jakby czas zatrzymał się tutaj razem z minioną epoką. Wnętrza pałacu, naznaczone są w każdym detalu, obecnością rodu Zamoyskich, szczególnie jeśli chodzi o portrety, w bogato zdobionych ramach, przedstawiające kolejne pokolenia. Świetnie zachowane dobra, składające się na wyposażenie wnętrz, zawdzięcza Kozłówka, o dziwo, sowieckiemu dowódcy oddziału, który stacjonował tu w czasie II wojny. Do dziś nie wiadomo, jakimi powodami kierował się ów Rosjanin, ale to na jego rozkaz, pałac w Kozłówce nie podzielił losu wielu polskich majątków, które zostały rozgrabione, a często też doszczętnie spalone. Mogliśmy zatem „dotknąć”, jednej z perełek Lubelszczyzny, przypominającej o dawnej świetności rodu Zamoyskich. Tu zwiedziliśmy także kaplicę z zachowanym, skromnym pokoikiem ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, pałacową powozownię oraz dostępne wystawy plenerowe.
Drugi przystanek, mieliśmy w Janowcu nad Wisłą. Najpierw zwiedzanie częściowo odrestaurowanych ruin zamku obronnego, który był własnością Firlejów, Tarłów i Lubomirskich, a ostatni właściciel Leon Kozłowski, sprzedał go państwu w 1975 roku. Od tej pory stanowi on własność Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu. Następnie przeszliśmy przez park, za którym znalazły ostoję, zabytkowe budynki z całego regionu, m. in.: dworek z Moniaków, spichlerz z Podlodowa z ciekawą wystawą etnograficzną i stodoła z Wylągów.
Kolejna miejscowość na naszej trasie, której chcieliśmy się bliżej przyjrzeć, to Bychawa. Po smacznym obiedzie w restauracji Młyn, która de facto, stoi w miejscu dawnego młyna- najwytrwalsi uczestnicy, przeszli pieszo, do ruin zamku w Bychawie(siedziba rodu Bychawskich), który położony był na półwyspie, w części zwanej Podzamczem, wybudowany w I poł. XVI w.
W drodze powrotnej, wstąpiliśmy do położonego na skarpie, kościoła Św. Jana Chrzciciela. Ostatnie liczenie uczestników i trasa do domu. Przypomnieliśmy sobie, piosenki, śpiewane w latach dzieciństwa i młodości. Najważniejsze, że pogoda dopisała i wróciliśmy cali i zdrowi.
przygotowała: K. Kasprowicz-Motowidło